Jak zostałam mamą i… nie przestałam kochać mojego psa.
Kontakt niemowlęcia z psem, organizacja zabezpieczanie potrzeb psa
.

Macierzyństwo…nie będę prawić banałów, tego po prostu nie da się opisać tak, żeby nawet najbardziej empatyczna osoba była w stanie to poczuć. Od razu po porodzie zalała mnie taka fala oksytocyny, że nic nie było w stanie wpłynąć na przeogrom miłości, jaką obdarzyłam moje dziecię i przy okazji cały świat.

Ale, ale …przecież do tej pory całą uwagę poświęcałam mojemu psu, jak na psiego freaka przystało. I teraz tak nagle, nic, zero uwagi, ćwiczeń, spacerów? Tego właśnie obawiałam się najbardziej! Wiele osób mówiło mi, nooo skończy się pieskowi, teraz będzie dziecko. Wiedziałam, że są różne typy opiekunów i dla niektórych właśnie pies stanowi taki zamiennik, dzięki niemu opiekun może realizować swoją potrzebę opieki. Także przed ciążą zdarzało mi się słyszeć złośliwe komentarze, że właściwie to już powinnam chyba mieć dzieci, bo tak wydziwiam z tym psem. Zastanawiałam się więc, czy faktycznie tak musi być , że pies tylko „zastępuje” dziecko a kiedy się ono pojawia, nasz pupil pozostaje osamotniony, pozbawiony uwagi i kontaktu. Przy okazji było to również ciekawe doświadczenie i obserwacja. Bo dla części społeczeństwa traktowanie zwierzęcia z szacunkiem i empatią stanowi jakieś odstępstwo od normy. Dziś już z całą pewnością mogę stwierdzić, że tak nie musi być. I z całą pewnością wiele zależy od motywacji jaka kieruje nami, gdy zabieramy pod swój dach psa.

Od pierwszego dnia spędzonego w domu po porodzie, przekonałam się że mimo tak odmiennej sytuacji, nadal pozostał we mnie szacunek do potrzeb, emocji i całego jestestwa mojego psa ;). Od pierwszej chwili Mokka została włączona we wszelkie czynności wykonywane przy małej. Mogła ją swobodnie poznać, powąchać. Jest przy nas w trakcie pielęgnacji i karmienia (wtedy i ona dostanie coś dobrego). Nawet jest zapraszana do łazienki, gdzie obserwuje kąpiel małej (i bardzo ją to interesuje!). Nadal do niej dużo mówię, objaśniając to co robię! Nie, nie zwariowałam 😉 Nawet jeśli wydaje Wam się że pies nic nie zrozumie, to mylicie się! Pies uczy się codziennie, w każdej chwili. Im więcej mówicie do niego w konkretnym kontekście, tym więcej znaczeń określonych słów się uczy 🙂 Te małe rzeczy sprawiają, że nie czuje się odrzucona (a co za tym idzie, nie pojawiają się zachowania niepożądane), jest nadal częścią rodziny.

A spacery, potrzeby podstawowe? Mamy teraz taki rytuał, że popołudniowy spacer zawsze jest dla nas. Zawsze w trakcie spaceru bawimy się (popęd łowiecki), troszkę ćwiczymy (opanowanie pobudzenia, wyciszanie, kontakt ze mną), to takie chwile tylko dla nas. Ale też zabezpieczamy kontakt z innymi psami i potrzebę węszenia i eksplorowania. Jasne, że spacery nie są teraz super długie, ale wszystkim nam „skurczył” się teraz nieco czas, dlatego dostosowujemy się do sytuacji, tak żeby wilk był syty i owca cała 😉
W domu zapobiegamy nudzie. Mokka ma udostępniane zabawki do „zagryzania” a jedzenie dostaje w kongach (potrzeba aktywnego jedzenia).
Gdy jest zmęczona, idzie do swojego wydzielonego legowiska a gdy chce być przy nas, w grupie, zasypia z nami w pościeli.

Wiele również zależy od tego, jak pozostała, odwiedzająca część rodziny traktuje psa w sytuacji, gdy cała uwaga skierowana jest na nowego członka rodziny. Będąc opiekunem, jestem w wielu sytuacjach jej „tłumaczem”, jej „słowem”. Gdy zdarzały się sytuacje, że po przyjściu rodziny, została zignorowana, choć bardzo chciała się przywitać, prosiłam by się z nią przywitano. Dzisiaj już każdy pamięta, że pies jest równie ważny w naszym domu.

Może Wam się wydawać, że to przesada, ale moim zdaniem, tak wygląda ŚWIADOMA opieka nad psem. Gdzie motywacją do posiadania nie jest przede wszystkim puszysta sierść, ładny wygląd, chęć przytulenia czegoś miękkiego, czy prestiż posiadania „rasowego”. Moim zdaniem, najpiękniejszą motywacją do posiadania psa powinna być na pierwszym miejscu ciekawość do poznania gatunku, jakim jest, sposobu w jaki próbuje z nami „rozmawiać” (a jest w tym lepszy od naczelnych! więcej świetnie opisane jest w publikacji „Social dog” J. Kaminsky). A wtedy przyjaźń, a co za tym idzie więź i zaufanie, możliwość przytulenia się do czegoś miękkiego, posiadanie kompana do towarzystwa stają się pięknym „efektem ubocznym” opiekowania się czworonogiem.
I dziś już wiem, że gdy pojawia się w twoim życiu coś tak pięknego, jak macierzyństwo, miłość i szacunek do psa (a co za tym idzie, potrzeba „zdrowego” opiekowania się nim i realizacja tej potrzeby) nie musi minąć.
Uczymy się siebie całe życie.